Zgadzam się z opinią, że samoprzylepne paski do frencha to nie jest najlepszy pomysł. Ich podstawową wadą - jak już tu pisano - jest to, że zostawiają klej na paznokciu. Poza tym przy odklejaniu zdarza się, że odchodzą razem z lakierem.
Ja również mam kłopot z namalowaniem idealnej linii uśmiechu (szczególnie, gdy muszę to robić lewą ręką). Próbuję sobie z tym radzić, używając białego linera do zdobień - z cieniutkim pędzelkiem, którym łatwiej jest operować niż zwykłym pędzlem z lakieru do paznokci.
Wypróbowałam też inną metodę i moim zdaniem jest ona całkiem niezła. Mianowicie maluję frencha nie pędzelkiem, ale aplikatorem. Są w sklepach dostępne linery do zdobień, które prócz pędzelka mają właśnie aplikatory (np. firmy Inglot lub Top Choice). No więc biorę taki liner - biały oczywiście i nakłam lakier na wolną końcówkę paznokcia punkcikami. Nie odrywając aplikatora od paznokcia, łączę te punkciki (jakby je rozmazuję) - pilnuję przy tym, żeby nie wyjechać poza linię uśmiechu. Ważne, żeby lakier nie był zbyt gęsty, bo będzie się brzydko mazał i ciągnął.
Oczywiście trzeba nieco wprawy, żeby sprawnie robić tą metodą linię uśmiechu. Zresztą - jak zdążyły tu już zauważyć ekspertki - by zrobić ładnego frencha, trzeba ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. Nie można oczekiwać, że wyjdzie idealny już za pierwszym razem.
Na marginesie - ja czasem, gdy french nijak nie chce mi wyjść równy, stosuję metodę "kamuflażu"
a mianowicie nakładam na linię uśmiechu różne ozdóbki (np. hologramy, cyrkonie itp.) albo posypuję ją delikatnie brokatem. W ten sposób nierówności linii uśmiechu udaje się zamaskować, a i pazurek z ozdóbkami ciekawiej wygląda, bo nie jest taki "goły".